Titan 2 po 8 miesiącach eksploatacji.

Moje spostrzeżenia na temat tego modelu po dłuższym czasie użytkowania. Titan 2 został przeze mnie zakupiony w jednym celu - wygodniejszej waporyzacji a jednocześnie możliwości wyjścia z nim po za dom. Mając sprzęt bardziej stacjonarny, zdecydowałem się na zakup czegoś przenośnego ale i nie drogiego. Wybór padł na ten model. Nie ukrywając, głównym kryterium wyboru była przede wszystkim cena, mnogość ustawień temperatury, no i oczywiście dość małe gabaryty. Titan 2 przypomina nieco większego e-papierosa i jeśli jest taka potrzeba to nadaje się do użytku w miejscach publicznych. Vaporizer przerobił w czasie około 8 miesięcy, mniej więcej 400 cykli (sesji). Średnio wychodzi to około 2 sesje dziennie, czyli mniej więcej 20-30 minut grzania na dzień. A gdyby to podsumować to wyjdzie nam łącznie około 100 godzin pracy tego urządzenia. Mało czy dużo? Nie wiem. Wydaje mi się że to jest wynik umiarkowany. Jak na sprzęt w ten klasie dawał sobie radę nadzwyczaj dzielnie.

Bateria przy moim użytkowaniu 15 do 20 minut na sesję, wytrzymywała około 4 takie sesje. Starałem się ją ładować nieco wcześniej, bo nie chciałbym w połowie waporyzacji aby nagle vaporizer się wyłączył, więc przezorny zawsze ubezpieczony i po 2-3 sesjach vaporizer był podłączany do usb, aby w razie konieczności mieć go zawsze gotowego do użycia. Nie zauważyłem żeby w tym czasie żywotności baterii zauważalnie spadła.

Stan wizualny przez ten długi czas też pozostał niemal bez zmian. Jedynie lekkim ryskom poddała się srebrna obwódka która znajduję się w górnej części vaporizera. Pozostałe elementy wyglądają jak nowe. Mój egzemplarz był spokojnie użytkowany, więc nie miał też okazji się zniszczyć. Był również regularnie czyszczony, co kilka sesji. Wymienne sitko które znajduje się wewnątrz plastikowego ustnika/wieczka było co jakiś czas przepalane nad ogniem gdyż dokładne wyczyszczenie go na „sucho” przy pomocy dołączonego wyciorka jest niemożliwe. Ogień wypala wszystkie zebrane, przylepione tam okruszki suszu i po takim zabiegu sitko jest jak nowe. Nie trzeba go wyrzucać aby założyć nowe, wystarczy przepalić je do czerwoności nad ogniem i ostudzić. Vaporizer był też kilka razy czyszczony spirytusem salicylowym przy pomocy patyczków do uszu. Głównie komora, wnętrze plastikowego ustnika/wieczka oraz gumowa długa nasadka na ustnik. Po dłuższym użytkowaniu w elementach ustnika zbiera się lepka warstwa, którą warto raz na jakiś czas usunąć aby odświeżyć nasz sprzęt i zachować czystość.

W poprzednim artykule o Titanie 2 pisałem jaką temperaturę ustawiam i jak u mnie wygląda sesja z tym sprzętem, więc nie będę powtarzał tego samego. Dodam że prawie zawsze używałem gumowej długiej nasadki na ustnik, gdyż vaporizer lubi się dość dobrze nagrzać w okolicach ustnika/górnej części, szczególnie gdy operuje się w wyższych temperaturach 190 czy 200 stopni C. Jest to oczywiście kwestia indywidualna, mi po prostu tak było wygodniej gdyż po dłuższym nagrzaniu odczuwałem jego temperaturę na ustach. Z resztą po to są te dodatkowe ustniki zawarte w zestawie, aby móc z nich korzystać.

Podsumowując ten czas spędzony z Titanem, muszę powiedzieć że dość dobrze sobie radził i nie mam do niego większych zastrzeżeń. Jedynie w zimie gdy temperatura była bardzo niska, używanie vaporizera na mrozie trochę mija się z celem. Przy braniu wdechu zimne powietrza znacznie ostudza komorę i ustawiona temperatura spada o kilka, nawet kilkanaście stopni. Również dłużej zajmuje nagrzewanie się urządzenia. Jednak wydaje mi się że nie jest to odosobniona sprawa i każdy vaporizer przy ujemnych temperaturach zachowuje się podobnie, więc w tej kwestii nie mam nic specjalnie do zarzucenia Titanowi, po prostu takie małe spostrzeżenie podczas użytkowania na zewnątrz w warunkach zimowych. Gdybym akurat miał inny model, sytuacja była by taka sama.

Titana 2 mogę polecić osobom które zaczynają dopiero waporyzację, próbowały albo nie miały jeszcze okazji spróbować. W niskiej cenie można wyrwać fajny sprzęt który posłuży trochę i nie powinien sprawiać żadnych problemów.